poniedziałek, 1 lipca 2019

Możecie im skoczyć


Uwaga na squatersów



Jest pewien drobiazg, o którym nikt wam nie mówi, kiedy kupujecie dom w Hiszpanii. I nie chodzi o to, że możecie mieć problemy z uzyskaniem licencji turystycznej. Ale o to, że obcy ludzie mogą zagnieździć się w waszym lokalu i nie będziecie mieli prawnej możłiwości, aby ich usunąć. Przynajmniej niezbyt szybko. 

zabezpieczenie domu wakacyjnego w Hiszpanii
Ba, pewnie będziecie za nich płacić rachunki. A oni będą wam się śmiać w twarz, może i grozić. Takie jest hiszpańskie prawo – nie tylko długoterminowego lokatora trudno się pozbyć, ale i tego zupełnie „dzikiego”. Squatersi, którzy wejdą do waszego pustego domu – bo np. mieszkacie w Polsce albo w Wielkiej Brytanii – mogą sobie tam zostać i nie możecie ich usunąć siłą. Policja ich też nie wyrzuci.

Wielu Hiszpanów, których zapytacie o ów problem, będzie miało jakąś historię do opowiedzenia. Nawet ze swojego najbliższego otoczenia. Zdarza się wszak, że ludzie wyjeżdżają na wakacje, zaś po powrocie znajdują swoje mieszkanie zajęte. Muszą znaleźć dla siebie zastępcze lokum, płacić rachunki za oba i toczyć mozolną walkę sądową o usunięcie intruzów.

Bywa, że ci podnajmują pokoje w zajętym w ten sposób lokalu. Taka okoliczność dała zresztą pewnej kobiecie możliwość pozbycia się squatersów (historia opisywana w mediach). Wynajęła ona jeden ze swoich pokoi (nie była znana intruzom), wprowadziła się, a kiedy jej „gospodarzy” nie było w domu, wymieniła zamki i odzyskała swoją nieruchomość.

„Dzicy lokatorzy”, mają w tym kraju dość łatwe zadanie. W Hiszpanii można znaleźć mnóstwo długimi okreamai pustych mieszkań i domów. Niektóre z nich to pochodna kryzysu ekonomicznego, są to lokale przejęte przez banki za niesplacone pożyczki. Inne, to domy wakacyjne. Słabym pocieszeniem jest fakt, że bankom trudniej usunąć intrruzów, jako że aparat sprawiedliwości jest jeszcze łagodniejszy dla łamiących prawo, kiedy nie ponosi szkody osoba indywidualna.

Takie nieruchomości padają często łupem squatersów zorganizowanych, działających w grupach. Namierzają oni dany lokal, sprawdzają zabezpieczenia, podłączenie mediów i wprowadzają się pod osłoną nocy. Nie są to żadni desperaci bez dachu nad głową; są za to trudni do usunięcia, jako że znakomicie znają wszelkie luki prawne. Nie pozostawiają zajętego domu bez nadzoru, aby nie można im było odpowiedzieć tym samym. To ich biznes.

A luk prawnych jest trochę. System zmienił się co prawda ostatnio, tak że nieco łatwiej jest usunąć niepożądanych lokatorów. Ci oczywiście dalej praktycznie nie są karani, ot jakaś grzywna, upomnienie... Natomiast proces ich usunięcia z reguły dalej zbiera pomad rok.

No bo squatersi mogą być niby usunięci w ciągu 48 godzin, ale to tylko jeżeli nie zmienią zamków. A to jest to, co oni robią od razu... zwłaszcza ci profesjonalni. Następna trudność powstaje, kiedy zarejestrują się jako mieszkańcy w radzie gminy (tak, tam ich zarejestrują). A już bardzo ciężkim problemem jest ekipa z dziećmi do lat dziesięciu.

squatersi w Hiszpanii
Co wobec tego pozostaje poza mozolną drogą prawną? Otóż są wyspecjalizowane firmy, które zajmują się pozbywaniem się „dzikich lokatorów”. Trudno wszakże oprzeć się wrażeniu, że niektóre mogą z nimi współpracować...
Oczywiście o zajęciu lokalu należy natychmiast powiadamiać policję i zadbać o pomoc prawną. Przede wszystkim trzeba jednak spróbować zrobić coś, aby tych intruzów nie było. Mieszkanie musi być regularnie odwiedzane, sprawdzane, nie powinno się zostawiać nieodebranej poczy przed drzwiami. Bardzo dobre zamki i inne podobne zabezpieczenia, to oczywistość. Światło z sensorem przed wejściem też się przyda, aby ktoś widział włamujących się. System alarmowy.
Choć to wszystko może nie daje gwarancji, że nikt się nie włamie, może pomóc. Miejmy nadzieję.


W tekście wykorzystano materiały z serwisu „Eye on Spain”.